top of page

Historie czarnym atramentem pisane


Gdy drzewa kasztanowca zaczynają bieleć pachnącym kwieciem, każdy maturzysta wie, że nadchodzi jego czas. Tegoroczna matura była wyjątkowa. Po pandemicznej przerwie powróciły egzaminy ustne z języków w nowej, doskonalszej formule. Jednak w maju nie tylko zdający stali się aktywniejsi. Do życia, jak ze snu zimowego obudziła się prasa, głodna wrażeń przystępujących do matury w formule 2023. Okres majowy był czasem, kiedy abiturienci mogli spełnić swoje najskrytsze marzenia i stać się prawdziwymi celebrytami. Jednak ukryte ambicje przerosły niektórych. Pomimo swoich zauważalnych czarno-białych strojów, próbowali zakamuflować się, by przypadkiem nie zrealizować swoich pragnień zaistnienia w lokalnych mediach. Idąc za przykładem takich autorytetów jak Harry i Meghan, próbowali uciec od ogarniętych szałem paparazzi, którzy blaskiem fleszy wywabiali z umysłów swoich ofiar każdy nawet najmniejszy skrawek wiedzy niezbędnej do przetrwania tego szczególnego czasu. Młodzi zapytani o to, czego najbardziej nie chcieliby zobaczyć na maturze, doznawali prawdziwych koszmarów. Idealną kryjówką okazała się być łazienka, gdzie perfekcyjna biel koszul idealnie wkomponowywała się w alabastrowe płytki. Gdy usatysfakcjonowana prasa opuściła przestrzenie licealnych korytarzy, wystraszoną młodzież czekała już tylko walka piórem, koniecznie piszącym czarnym atramentem. Dotąd myślałam, że jedynym zakazanym przedmiotem na maturze jest niebieski długopis. Żyłam jednak w błędnym przekonaniu. Okazało się, że grono niedozwolonych przedmiotów jest nieco większe. Należy do niego m.in. ekierka. Słusznie, przecież wiadomo, że maturzysta z tym matematycznym przyrządem może zdziałać cuda. Jego trójkątny kształt przypomina oko opatrzności, dzięki temu działa w podobny sposób co szklana kula – potrafi wywróżyć przyszłość i na maturze mogłoby się posiąść wiedzę, która umożliwiłaby celujące napisanie każdej pracy. Z takimi wynikami u zdających ten egzamin nie miałby już żadnego sensu i konieczne byłoby wprowadzenie innego sposobu sprawdzania ich erudycji.

Matura pokazała także, że nazwa przedmiotu nie ma znaczenia. Jak na ucznia liceum ogólnokształcącego przystało, powinien być on wszechstronny. Wielu fanatyków roślinek mających nadzieję wykazania się swoją wiedzą na temat dziedziczenia chorób sprzężonych i genów kumulatywnych, a także restytucji gatunków zagrożonych wyginięciem - cokolwiek by to miało znaczyć – było rozczarowanych. Matura z biologii okazała się być maturą z chemii. W konsekwencji w tym roku odbyły się dwie matury z chemii. Humor nie opuścił także nauczycieli opracowujących zadania egzaminacyjne z matematyki. Zdegustowani faktem, że na tegorocznej maturze podstawowej z polskiego nie było „Lalki”, postanowili dopisać dalszy przebieg wydarzeń “niedokończonej” powieści i ukazać skutki postępowania Stanisława Wokulskiego, który zarówno dosłownie, jak i w przenośni zadłużył się w Izabeli Łęckiej. Najambitniejsi poprzez zastosowanie metody ciągów mogli poznać ciąg dalszy tej historii.


Myślę, że wielu zdających do końca życia zapamięta dzień matury ustnej z języka ojczystego. To wydarzenie uświadomiło niektórym, że oprócz umiejętności posługiwania się językiem polskim, posiadają również zdolność pakowania się w kłopoty. Pomimo szczegółowego przestudiowania wszystkich pytań jawnych i poznaniu każdej z lektur od podszewki, zdarzały się wypadki przy pracy. Dla przykładu oczom Alicji ukazał się temat uniwersalizmu natury ludzkiej w bajkach Krasickiego. Zapomniała jednak, jak twórczy był Krasicki. Nieświadoma tego istotnego faktu w swojej wypowiedzi zawarła odniesienie tylko do jednej, wybranej bajki, co szybko zostało wychwycone przez komisję - i tu pies został pogrzebany. Zdarzyło się również ujawnić jedną z Mickiewiczowskich tajemnic dotyczących „Pana Tadeusza”, która dotąd nie ujrzała światła dziennego. Mianowicie Jacek Soplica zastrzelił Księdza Robaka. Ponadto mitologiczna syzyfowa praca okazała się być pracą Syfonową.


W trakcie majowych dni w powietrzu licealnych korytarzy wirowało jeszcze wiele innych historii. Czyż Wisława Szymborska nie spuentowałaby tego szalonego maturalnego czasu słowami “Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”?


Justyna Szymańska

Comentários


bottom of page